Ula Cieplak (Julia Kamińska) – młoda dziewczyna z podwarszawskiej wioski Rysiów. Jest osobą dobrze wykształconą, świetną ekonomistką. Znajduje zatrudnienie w firmie Febo&Dobrzański jako asystentka prezesa, lecz z czasem dostaje posadę dyrektora finansowego z którego szybko rezygnuje. Prezesem firmy jest Marek Dobrzański, w którym szybko się zakochuje. Jest jednak zbyt nieśmiała i niepewna siebie, by mu o tym powiedzieć, postanawia więc zdobyć chociaż jego szacunek i przyjaźń. Na początku Ula nie zostaje zbyt ciepło przyjęta przez personel. Ludzie naśmiewają się z niej i pogardliwie nazywają "Brzydulą", nie tyle ze względu na urodę, co na styl ubioru dziewczyny zupełnie niepasujący do stylu osób związanych z firmą – duże, groteskowe okulary, oraz kolorowe, niedopasowane do siebie ubrania. Z czasem jednak, ze względu na kompetentną i dobrą pracę dla firmy, "Brzydula" zjednuje sobie coraz większą sympatię i szacunek otoczenia. Poznajemy też ukryte wcześniej cechy jej charakteru – okazuje się być silną, niedającą sobą pogardzać, zdolną do zapanowania nad sytuacją w razie problemów, kobietą. Nie raz ratuje firmę z trudnych opresji.

środa, 14 kwietnia 2010

Rozdział XII - Uli rodzina .

Wreszcie nastał wczesny dość poranek . Ula jeszcze spała, Marek już po cichutku wymknął się z łóżka i przygotował do pracy . Po kilku długich minutach go już w domu nie było . Ula wstała zaraz potem i uśmiechnęła się, ale szybko jej uśmiech zgasł, ponieważ przypomniała sobie, że nie zadzwoniła do rodziny . Wytryskała numer do ojca . Odebrał dość szybko, bo czekał na jej telefony .

- Cześć Ulciu ! Jak tam podróż do Włoch ? Nic mi nie opowiadałaś . A Beatka to aż umiera z ciekawości !

- Tak .. Cześć tato ! Podróż była wspaniała . Już niebawem zobaczysz zdjęcia .

- Naprawdę ?

- Tak .. seryjnie .

- A tak poza tym , co u was słychać ? Jak tam w pracy ? Jak wam się układa z Markiem ?

- No więc tak .. u nas wszystko dobrze , w Warszawie również . U naszej firmy Febo & Dobrzański jest wspaniale, wszystkie projekty do kolekcji ukończone; mamy się z czego cieszyć ..

- To do tych pocieszeń się dołączam .

- Ale tato, wiesz, zadzwoniłam w innej, dosyć poważnej sprawie .

- Tak, Ulcia, mów, proszę .. co to takiego .

- Jestem w ciąży . – odparła to Ula z powagą .

- O matko! Naprawdę ? Byłaś na badaniach ?

- Tak, byłam. I już wszystko jest wiadome . Urodzę dziewczynkę .

- O rety ! – i wykrzyknął do Beatki i Jaśka . – Kochani ! Nasza Ulcia jest w ciąży !

- To super ! – powiedział Jasiek .

- Daj mi Ulcię, tato . – powiedziała Beatka . – Cześć Ulcia ! Jesteś w ciąży , nie ?

- Tak, Beatka, tak .. dokładnie .

- To się cieszymy z tatą i Jaśkiem . A tata to taki uradowany , mówię ci . Ula, powiedz, co u ciebie, czemu nie dzwoniłaś do nas, do Rysiowa .

- U mnie wszystko w porządku, poza ciążą . Mój mąż jest teraz w pracy , bo ja teraz nie mogę być, wiesz ?

- Wiem .. a co urodzisz, Ulcia ?

- Jak to co ? Dziecko !

- Nie o to mi chodziło . Chłopaka, czy dziewczynkę ?

- To drugie ..

- Dziewczynkę ? To fajnie, bo będę twojej córki ciocią .

- Tak, rzeczywiście ..

- Kiedy do nas przyjedziesz ?

- Dzisiaj, lub jutro . Zobaczymy jeszcze .

- Tak szybko? To super ! Przyjeżdżaj chociażby teraz . Czekamy .. Pa, Ulcia !

- Tak, na razie ..

Tata Uli od razu uradowany rozgłaszał wieść o ciąży Uli. Wszyscy z Rysiowa już o tym wiedzieli . I nie wierzyli własnym oczom . Ale jednak .. Wtem, kiedy Ula właśnie parzyła kawę, ktoś zapukał do drzwi . Ula przez dziurkę w drzwiach zobaczyła, kto to. Nie wierzyła, że jej najlepszy przyjaciel przyjechał do niej .

- Cześć Ula . – przywitał się z nią Maciek .

- Ach, cześć ! Wejdź, wejdź ..

Ula serdecznie go zaprosiła do środka . Nie spodziewała się jego wizyty .

- Ula, tak przy okazji, co u ciebie ? Się nie odzywasz, nawet ja, kelner, znalazłem porządną pracę . I znowu nie chciałem tam pracować, więc zrobiłem ten sam numer, co z grubasem, pamiętasz, nie ?

- Jakim grubasem ? – spytała zdziwiona Ulka.

- No tym ..

- Nie rozumiem ciebie .

- Tym z pierwszej pracy .

- To znaczy ?

- No wtedy, kiedy nie miałaś jeszcze pracy w swojej tam firmie .

- Aa, przypomniałam sobie . Znowu to zrobiłeś ?

- No.. nie chciałem tam pracować . A ten szef był gorszy od grubasa .

- Co ty gadasz ?

- No to gadam .. I mam dobre nowinki !

- No, jakie ?

- Mam pracę ! Bardzo dobrą pracę !!

- Gdzie ?!

- Pracuję teraz jako .....

- No jako kto ?

- Wstydzę się tobie to powiedzieć .

- No, mów !

- Powiem, a jakże . Tylko się nie śmiej !

- Ok. ..

- Ja pracuję w Warszawie na ulicy tam, koło Jana Pawła II jako naprawiacz samochodów . Twój tata nieźle mnie z tego wykształcił .

- Hehe, rzeczywiście . To może i mój tatko będzie tam pracować ? – zaśmiała się

- Może ... A będzie chciał ?

- Z pewnością .. są wolne miejsca ?

- No, jest jedno ..

- To może go namówimy ? Zarobi trochę pieniędzy ..

- Hm .. słusznie . Ale jak go do tego namówić ?

- Nie wiem sama . A ty ?

- Też nie .. Dobra, muszę lecieć, bo tak chciałem ciebie odwiedzić, bo akurat po drodze do pracy . Mam na trzynastą .

- No, to jest jedenasta czterdzieści pięć . Możesz jeszcze chwilę zostać . Kawy, herbaty ?

- Nic.. nie będę cię zadręczać .

- A daj spokój ! Nie będziesz .. a poza tym, i tak sama sobie robię kawę .

- To chcę .

- Ok. Już się robi ..

Ula zrobiła kawy, wreszcie Maciek spostrzegł, że Ula ma większy brzuch, niż dotychczas .

- Ula, co z brzuchem ? Ty tyjesz brzuchem ?

Ula się zaśmiała głośno .

- Nie, jestem w ciąży .

- Co ?!!!!!!

- To !

- Co urodzisz ?

- Jak to co ? Dziecko ! – powiedziała to samo, co Beatce przez telefon .

- Nie o to mi chodziło ! Chłopca, czy dziewczynę ..

- To drugie .

- Serio ?

- Tak .. i ty zostaniesz jej chrzestnym .

- Ja ?!

- Tak, ty .

- No, to mnie zaskoczyłaś .. i to totalnie .

- No widzisz ..

- Muszę iść .. Cześć !

- Na razie .. Pa !

Ula usiadła . Matko, już dwunasta . Marek mówił, że przyjedzie dziś wcześniej . Więc zaraz pojadą do taty ! Ula się cieszyła, że wreszcie go zobaczy, ale nie tylko jego – i Beatę, i Jaśka . No i Marek wrócił .. Tak jak Ulka myślała .

- Cześć ! Ala pytała o ciebie .. powiedziałem jej, że w porządku .

- To dobrze, bo jest w porządku . Jedziemy do taty, do Rysiowa na noc ?

- Nie , jedziemy tam na dwie noce . I jedziemy jeszcze do moich rodziców na dwie noce; wtedy będziemy kwita .

- Właśnie . To dobry pomysł ..

- Też z tym się zgodzę . Nareszcie . To pakuj się, ja tez się spakuję; z domem przywitasz sę dopiero za cztery dni . Jak coś, wziąłem wolne .

- To dobrze.. Aha, zapomniałam . Zatrudniłeś kogoś za mnie na rok ?

- Jeszcze nie, ale poszukamy dobrej, wykształconej pracowniczki . Damy ogłoszenia w firmie i w gazetach . Wszystko da się zrobić . Zobaczysz – szybko kogoś znajdziemy, bo jesteśmy jedną z najpopularniejszych firm w Polsce i we Włoszech . To sukces .. Więc już niebawem ktoś na ten czas cię zastąpi . O to się nie bój . Ta pracownica będzie tylko rok za ciebie, a w przyszłym roku damy jej coś innego do roboty w firmie, aby nie było jej przykro, że ją tak szybko wyrzucamy . Na to wpadłem ...

- I znowu dobrze .. Dobra, nie gadaj tyle, tylko się pakuj ! W aucie pogadamy jeszcze . O to się nie martw .

Ula była już spakowana . Marek pomału kończył, ale zajęło mu trochę czasu .

- Aha, Marek, weź laptopa, pokażemy rodzicom zdjęcia z Włoch; tata z Beatką bardzo chcieli je zobaczyć .. Niech zobaczą, co im szkodzi .

- Dobrze, już biorę .

Marek wziął pod pachę laptopa, Ula torbę z spakowanymi rzeczami i wsadzili rzeczy do bagażnika oraz wsiedli do samochodu . Marek skręcił w kierunek Rysiowa . Jechali spokojnie; ruch w Warszawie był mały (wiadomo, wszyscy jeszcze w pracy) . Ich podróż zajęła im krótko . Zaparkowali przy samym wejściu do domu numer 8 i cichym krokiem weszli do środka . Wszyscy domownicy byli w salonie, więc Ulki i Marka nie słyszeli . Oglądali telewizję. Beata powiedziała tacie :

- Tato, idę się napić .

- Dobrze .. aha, Beatka, zobacz jeszcze, czy przyjechali Ulcia z Markiem, dobrze ?

- Dobra, zobaczę .

Beatka poszła do kuchni i ich zobaczyła stojących obok siebie . Nie wierzyła, że już są . Tak wcześnie !

- Cześć Ulcia ! – powiedziała cicho .

- Cześć, skarbie mój ! – przywitała się Ula .

- Cześć Beatka ! Ile to czasu minęło od naszego spotkania, nie ?

- No .. przyznam .

- A teraz cicho ! Skradniemy się do taty i Jaśka i ich wystraszymy . – podstępnie powiedziała Ula . Powiedziała im bardziej szczegółowo cały plan .

Plany mieli takie :

  1. Beatka wchodzi do pokoju i mówi, że jeszcze ich nie ma .
  2. Ula i Marek cicho wchodzą do pokoju .
  3. I straszą tatkę i brata Beatki .

- To dobry plan . – powiedziała młodsza siostra Ulki.

- No, fajny . – zgodził się jej mąż .

- To ruszamy ! – rzekła cicho Ula i na paluszkach poszli w stronę pokoju . Beatka żwawo weszła do pokoju . Ula i Marek byli przed pokojem, schowani przy ścianie .

- Tato, Ulci i Marka jeszcze nie ma . – oznajmiła .

- Wiadomo, Marek jeszcze w pracy . Przyjadą po południu, założę się .

- Tato, Marek to na pewno jest w pracy ! I na pewno przyjadą po południu . – powiedział Jasiek .

I Buu! Ula i Marek wystraszyli na dobre tatę i Jaśka . Nawet Beatka się trochę przestraszyła .

- Cześć wam! Z Beatką już się przywitaliśmy ! – przywitała się Ula, a zaraz po niej Marek. Mocno się uściskali .

- Dzieci, może chcecie herbatki ? – spytał tata.

- Tak poprosimy . – powiedział Marek, który poczuł pragnienie .

- Zgadzam się – rzekła Ulcia .

- Ja też ! – krzyknęła Beata .

- I ja . – dodał Jasiek .

- Czyli wszyscy?

- Tak . Jak widać ...

- Tato, ty zrobisz herbatki, a ja sobie pogadam z Jaśkiem w jego pokoju . Nie wiem, co u niego słychać . Potem z Beatką, jak będzie chcieć .

- Ok.

Jasiek chciał pogadać z starszą od niego siostrą .

- No, braciszku, jak tam w szkole ?

- Hm. Dobrze . Z historii się poprawiłem .

- Tak ?

- No, dostałem czwórkę z plusem z ostatniej kartkówki z tematu .

- Sukces ! – pogratulowała mu .

- Dzięki . Ale to sukces taty. Gdyby nie on ....

- Tatko nasz ?

- No. Pomógł mi. I siedzi już mniej w garażu .

- Tak ?

- Tak .. Teraz jak najbardziej stara się mi pomóc, albo Beatce, jak ma kłopot . Nawet taki mały może mieć problemy szkolne .

- Zgadzam się .

Ich rozmowę przerwał tata Ulki . Krzyknął:

HERBATA !

Ula z Jaśkiem poszli do kuchni. Reszta osobników już siedziała przy stole . Tata też chciał z nią porozmawiać . O jej ciąży, przede wszystkim .

- Ulcia, jak tam ciąża ?

- Dobrze, tatku . Wiesz, wcale nie czuję mego „bobaska”, a raczej „bobaski”, bo to dziewczyna .

- Hehe, do dobrze . Ważne, że dobrze się czujesz .

- Tak, słusznie . Eee, wypijmy herbatę .

- Dobrze . – powiedziała Beatka .

- Pokazemy wam zdjęcia, przy herbatce - Marek wyjął laptopa, podączył, włączył, odtworzył plik ze zdjęciami z Włoch . Wszyscy byli zainteresowani, a Beatka pozytywnie komentowała każde zdjęcie . Ula poczuła, że warto być z rodziną .

***

Na koniec dziękuję, bardzo dziękuję Soni Świątek za pomoc w zrobieniu buttona . Dzięki wielkie !!! :*

sobota, 27 marca 2010

Rozdział 11 - Ciąża Uli .

Tego dnia Ula źle się poczuła po tej nocy. Nie wiedziała, co się w ogóle dzieje. Leżała w łóżku ze złym bólem brzucha .
- Marek, dzisiaj nie mogę iść do pracy..choć tak bardzo chcę komuś tam pomóc. Ty możesz mi w tym pomóc?
- Jasne, ale nie wiem, co cię tak nagle złapało ..
- To tylko ... yyy .. okres . - powiedziała mu Ula.
- No dobrze.. za kilka dni znów będziesz mogła powrócić do pracy. Odpoczywaj. Salve! - pożegnał Marek Ulę pocałunkiem.
Pojechał samochodem do biura i myślał, co ją złapało.. "Pojedziemy dzisiaj do lekarza, bo nie czuję, aby Ula miała okres.. Coś chyba przede mną ukrywa" - podejrzewał. Kiedy Marek wjechał windą na górę, od razu ujrzał we własnej osobie Violkę, idącą do łazienki po wodę do czajnika. Chciała sobie zrobić gorącej herbaty na poranek.
- A gdzie Ulka? Łóżko w nocy ją zjadło żywcem ? - zażartowała sobie.
- Viola, ty to na nogi porywasz .. Ula dziś miała złe samopoczucie. Źle się czuje.
- Hmm. Szkoda mi jej. Taka zapracowana .. Biedna!
- Słusznie! Wreszcie doznałaś mi racji.. Wpadłem na pomysł ..
- Mów, mów .. bo praca goni człowieka!
- W czasie naszego urlopu z Ulą pomyśleliśmy o urlopie nie tylko dla nas, ale i dla ciebie .. Taka ciężka praca . Kolekcja ukończona, projekty pozałatwiane - rzekł z dumą w ustach - Więc dziś kończysz pracę, masz calutkie dwa tygodnie wakacji. Miłego urlopu.. wykorzystaj dobrze ten wyznaczony czas.
- Marek, ale nie musieliście.. ja to zrobiłam nie dla dobra naszej wspólnej firmy, ale dla was, kochani! Wy tu jesteście królami. I wam należy się odrobinka szacunku od każdego z biura . - tu się uśmiechnęła, jak do Sebusia w domu.
- Hehe - zaśmiał się - Może .. Ale ty też należysz do tych królów. Urlop ci się i tak należy .. po tej pracy . Za dwa tygodnie dopiero chcę ciebie tu widzieć! Masz mieć wakacje .. Masz tu bilet do Istrii w Chorwacji . Samolot wyrusza dziś o 18:00. Życzę z Sebkiem miłych wakacji. Też go zwalniam na te dwa tygodnie.. Idź lepiej do domu i pakujcie się do wyjazdu!
- Dziękujemy ci. Do zobaczenia, Mareczku! Będziesz miał z nami kontakt często, jak się da!
I Viola z Sebkiem wyszli z firmy; pojechali do domu. Tymczasem Ula napisała w e - mailu do męża. Miała nadzieję, że odczyta jego wiadomość ..
Kochany!
Mam nadzieję, że praca ci idzie bardzo dobrze. Skoro mam wolny czas, to pójdę do lekarza, dobrze ? Ale.. sama. Nie musisz tu przyjeżdżać. Ja chcę po prostu sama. I tak do doktora mamy blisko, nie przejmuj się mną, jakoś żyję, pracuj.. zrób wszystkie moje sprawy i swoje, sprawdź, co tam u innych, okej ? Mam nadzieję, że mogę ci jak zwykle zaufać. Do zobaczenia po południu, mój skarbie!
Ula.
PS: NIE PRZYJEŻDŻAJ PO MNIE, SAMA SOBIE ZE WSZYSTKIM PORADZĘ; DO LEKARZA WOLĘ IŚĆ SAMA. NIE WAŻ SIĘ NAWET DO MNIE PRZYJEŻDŻAĆ!!!
U.

Marek prędko po wysłaniu tego listu do Uli szybko go przeczytał . Rozumiał ją, nie chciał jej denerwować jeszcze dziś ze złym samopoczuciem. Więc posłuchał jej rad z listu. Poszedł do Izki i Przemka na małą kawę, pogadał z Aleksem i trochę mu pomógł w pracy; robił żony i swe sprawy do załatwienia na dzisiaj. W tym czasie Ula ledwo pieszo dotarła do lekarza. Była dziś mała kolejka (wiadomo, wtorek) i weszła do gabinetu zaufanego medyka.
- Dzień dobry, pani Ulo! Jak się miewamy? - od razu ją przywitał serdecznie.
- A wie pan, doktorze, niezbyt dobrze. Brzuch nie daje mi spokoju. Tak to w porządku wszystko, dziękuję.
- Niech pani pozwoli, zbadam pani brzuch. Jak pani podejrzewa, co to może być ?
- Yyy, okres ? - spytała z nadzieją.
- Sprawdźmy .
Doktor dotknął brzucha i czuł ból, jakby ktoś kopał ją tam . Zbadał to dokładnie.
- Proszę pani. Nie ma pani racji. To jest znacznie poważniejsze od okresu!
- Naprawdę? Jaka to choroba ?
- To nie choroba .
- A co, doktorze?
- Niech pani się przygotuje .
- Dobrze .. jestem gotowa na wszystko. Proszę mówić!
- To jest zwykła ciąża . - oznajmił doktor.
- Jak to : ciąża ? - spytała rozczarowana . - Jak ?
- Zawsze tak się dzieje .. Zbadamy pani USG. Ale zanim to zrobimy, mam do pani pytanie .
- Tak, proszę, śmiało ..
- Od kiedy pani czuła ból brzucha ?
- Od dzisiejszej nocy ..
- To już być może zauważymy, jakie pani dziecko będzie miało płeć. Na co pani strzela ?
- Nie wiem .. Zobaczymy. Nie jestem pewna wyboru .
- To spójrzmy .
Doktor wyjął sprzęt. Zbadał ją dokładnie . Po chwili uwagi spostrzegł już taką część ciała, która rozdziela obydwie płcie.
- Będzie miała pani dziewczynkę .
- Naprawdę ?
- Tak ..
- Dziękuję za badania. Kiedy przyjśćna następne nasze badanie ?
- Niech pani przyjdzie z mężem za tydzień . I proszę się zwolnić z pracy na cały rok . Teraz pani musi odpoczywać!
- Dobrze .. Dziękuję za wszystko . Do widzenia!
- Tak .... Do widzenia, proszę pani!
Ula z niewierzeniem poszła do domu. Nie wierzyła. Jest w ciąży! Urodzi dziewczynkę!! Spojrzała na zegarek w kuchni. Było już wielkie popołudnie . Marek zaraz przyjeżdża! Trochę wstydziła się powiedzieć mu całą prawdę z tą ciążą. Była z tym nieśmiała . Marek wszedł do domu .
- Cześć skarbie! Przyjechałem .. I co lekarz powiedział w sprawie brzucha ? - był tego bardzo ciekaw .
- Nie uwierzysz mych słów . Byłam u lekarza . Nie uwierzysz .. wstydzę się to powiedzieć ..
- No, proszę . Mów. Jestem gotów na wszystko ..
- Marek! Jestem w ciąży!! - rozpłakała się .
- Tak szybko, niespodziewanie ? - zdziwił się.
- Widocznie .. urodzę dziewczynkę . Miałam już badania. Za tydzień muszę iść z tobą na kolejne USG i przez cały rok mogę się pożegnać z pracą! To jest najgorsze!!!
- Noo, racja . Nie zdołam wszystkiego zrobić . Będę miał pracy gromo .. Kogoś zatrudnię na ten czas .
- Dobrze .. ale tylko na rok! Hę ?
- Tak.. spokojnie. Na rok tylko .. Tak ..
- Zobacz zdjęcie USG. - pokazała Markowi zdjęcie z badań .
Marek z Ulą patrzeli na ich bobaska, który był jeszcze w brzuchu . Byli dumni, że wreszcie będą rodzicami, szczególnie Ula .

sobota, 20 marca 2010

Rozdział X - Radosny powrót do firmy.

Było słoneczne popołudnie. Ula wstała z łóżka. Była dokładnie czternasta. "Czyli przespałam tylko kilka minut.." - rzekła do siebie, całkiem wyspana. Marek jeszcze spał, leżąc bokiem. Brzydula poszła do pięknie przez Marka wyrządzonej kuchni. Zaparzyła kawę, zjadła kanapkę z twarogiem, posolonym troszkę solą, oczywiście. Zapach wiosennego twarożku przyciągnął Marka do kuchni. Zastanawiał się, co Ula tak nie śpi. Co tak się wyspała. Poprosił ją też o taką kawę i kanapkę. Ula nie odmówiła tego. Szybko zrobiła mu kanapkę, zaparzyła kawę i usiedli razem przy stole i zajadali przekąskę. Rozmawiali. Ula szybko pociągnęła temat firmy.
- Koniecznie dziś muszę odwiedzić firmę i pracowników, przywitać się z nimi. Tak się za nimi stęskniłam. Czuję, jakbyśmy się nie widzieli wieki!
- Tak, ja też się z nimi przywitam.. Też trochę poczułem tęsknoty, co do nich..
- No ba, Marek. No ba..
- No co ?
- Nic, mój Mareczku.
Ula przegryzła ostatni kęs kanapki. Była najedzona. Marek też już zjadł swą porcję. Postanowili już się szykować do pracy. I tak zrobili, a jakże. Wsiedli do samochodu. Marek nacisnął gaz. Ulka była przerażona.
- Co ty wyprawiasz? Chcesz nas zabić, idioto?
- Ula, w życiu. Gaz przycisnąłem z podniecenia.
- Jakiego niby? Hę?
- No, że przyjechaliśmy do Polski.
- A, to ci daruję ten wyczyn .. Ale wiesz, że nie lubię czegoś takiego .. No.
- Dobra, już tak nie zrobię, Dla ciebie wszystko!
- No, doszliśmy do porozumienia wreszcie..
Ula rzekła to z uśmiechem. Stali już przy samej firmie. Ula ostrożnie weszła do budynku, jakby była tu pierwszy raz w życiu. Wjechała z Markiem na górę, do Violi. Viola już ich ujrzała na korytarzu.
- Och, cześć! Tęskniłam!
- Tak.... cześć. My też . - powiedziała Ula.
- Kawki ?
- Nie, nie. Najwyżej tego ciastka .
- A, częstuj się .. Bym ci dała miliony. Super, że już jesteś .
- Może i tak ... nie przesadzaj! Jestem zwykłą kobietką .
- Masz, dam ci ten naszyjnik z brylancikiem .. Z Włoch .
- Dzięki wam, naprawdę! Zapłacić?
- Viola, to twój kolejny żart ..
- No, może i tak... ale mówię serio.
- Nie, to dla ciebie, na szczęście .
- Dzięki... co za wdzięczność .. Pralka mi takiego czegoś w łazience nie zrobi. No..
- Na pewno . Pralki tylko piorą rzeczy .. Hello! - wykrzynkęła jej Ula i pomachała ręką nad oczami. Violka rozumiała wszystko, ale kochała robić żarty..
- No, Ajaxa daj mi. Wyczyszczę ciebie. Jesteś brudna jak dym.
- Ach, no właśnie, nie spożyłam kąpieli dzisiaj .. właśnie, zapomniałam.. Po podróży poszłam spać i zapomniałam.. wiesz, jak to jest, nie?
- Pewnie, że tak.. ja miałam takie coś sto razy!
- Wiesz, jutro do ciebie przyjdziemy, teraz pójdziemy do Izki i Przemka. Na razie..
- Cześć. Bywajcie!
Viola myślała: "Czy coś zrobiłam nie tak?". Myślała tak, bo oni sobie poszli. Myślała, że nie chcą z nią rozmawiać. Ale Marek się cofnął i powiedział:
- Aha, dziękujemy ci za zastępstwo. Dlatego dostałaś ten piękny naszyjnik..
- A, nie ma za co, kochani!
- Do zobaczenia, Violetto.
- Tak... Pa. Cześć!
I Ula z Markiem poszli, a raczej zjechali na dół, do Izy i Przemka. Przywitali ich gorąco.
- Witajcie! Wreszcie jesteście!! - przywitała się pierwsza Izka.
- Tak, tak, tak .. Cześć wam! Ja i Izabela nie mogliśmy się doczekać już.
- No widzicie.. - sapnęła Ula. - Ja też tęskniłam..
- Kawy? Niech Izabela im zrobi ciepłej kawy! Na pewno są wyczerpani po drodze do domu..
- Nie, dziękujemy.. - powiedział Marek.. - My tylko na chwilę.. dosłownie. Tak.. na chwilę, aby się przywitać.
- Właśnie, Marek ma rację. Jeszcze inni na pewno chcieliby się z nami zobaczyć na przywitanie..
- Aaa, no tak.. zaraz przez mikrofon im powiem i tu przyjdą.. nie będziecie latać tam i z powrotem. Iza, niech Izabela mi poda mikrofon..
Wykrzyknął w wielkim zapałem. Było go przez głośniki w firmie słychać wszędzie:
MOI DRODZY! PROSZĘ O CHWILĘ UWAGI!!! STAŁA SIĘ RZECZ NIESPODZIEWANA WAM NA PEWNO. JA, PRZEMKO JESTEM ZACHWYCONY. TAK BĘDZIE MI TO RADOŚNIE POWIEDZIEĆ! ULA I MAREK WRESZCIE PRZYJECHALI Z GORĄCEJ BARDZO ITALII!!! TAK, MOI DRODZY. PRZYJECHALI JUŻ.. JEŚLI CHCECIE SIĘ Z NIMI SERDECZNIE PRZYWITAĆ, TO ZAPRASZAM DO MNIE I IZABELI. TAM ULA I MAREK CZEKAJĄ NA WAS.
Wszyscy nie uwierzyli. Wsiedli szybko do windy. Zjechali z niej. Wszyscy chórem zapukali do drzwi. Przemko był już zakłopotany.
- Proszę, wejdźcie wszyscy.
Nie zwrócili uwagi na jego słowa, chcieli tylko przyjść do Uli i Marka.
- CZEŚĆ, ULO! CZEKALIŚMY NA CIEBIE. WITAJ, MARKU. - powiedzieli to wszyscy razem. - ZAPRASZAMY WAS DO GABINETU ULI. MAMY DLA WAS NIESPODZIANKĘ. - powiedzieli to wszyscy, nawet Przemko i Iza. Ula i Marek chcieli wiedzieć, co to za niespodzianka. Poszli więc na górę, a raczej wjechali; i weszli do gabinetu Ulki. Ula nie wierzyła własnym oczom. Cała sala była wypełniona balonami i był ogromny napis: ULA I MAREK, NIECH ŻYJĄ! Z ITALII PIĘKNIE WYPOCZĘCI..
Marek był wzruszony tym. Ula popłakała się ze szczęścia. Na wielkim stole, który był na środku gabinetu, były różne łakocie i dania.
- Teraz poprosimy o przemowę Uli i Marka. - powiedział Przemko. - Macie tu mikrofon..
Ula była zachwycona. Nie odmówiła. Chciała koniecznie dać im wszystkim zgromadzonym przemowę.
- KOCHANI! - zaczęła. - JESTEŚCIE WIELCY! GDYBY NIE WY WSZYSCY, NIE BYŁABYM TU. KAŻDY Z WAS MNIE DOCENIA. ZA TO WAM WSZYSTKIM PO KOLEI WSZYSTKIM DZIĘKUJE. KAŻDEMU. A SZCZEGÓLNIE VIOLI ZA WIELKĄ POMOC PRZY FIRMIE. DAŁAŚ KRES PRZEZNACZENIU. UDAŁO CI SIĘ WYKONAĆ KOLEKCJĘ NA ZIMĘ. JESTEŚ WSPANIAŁA. WY TEŻ JESTEŚCIE WSPANIALI. DZIĘKUJĘ ZA TYLE SERCA OD WAS. TO JEST DLA MNIE ZASZCZYT MÓWIĆ TAK WIELKIE SŁOWA DO WAS TUTAJ. KOCHAM WAS!!!
Ula na tym skończyła. Teraz przyszła kolej na Marka, który też był dla nich pełen wdzięczności.
- MOI DRODZY! - zaczął - DZIĘKUJE WAM ZA TYLE SERCA OD WAS. GDYBY NIE WY, NASZA FIRMA BYŁABY NA DNIE. ALE POKAZALIŚCIE, ŻE KIEDY RAZEM MOŻEMY COŚ ZDZIAŁAĆ, TO WSZYSTKO NAM WYJDZIE. NA PRZYKŁAD Z NASZĄ WSPÓLNĄ KOLEKCJĄ ZIMOWĄ. DZIĘKUJE SERDECZNIE WAM. DZIĘKUJE RÓWNIEŻ VIOLI, KTÓRA ZDZIAŁAŁA WIELE DLA NASZEJ FIRMY. URATOWAŁA JĄ OD ZNISZCZENIA. DZIĘKUJE BARDZO!!! KOCHAM WAS ZA TO DOBRO, KTÓRE W SOBIE MACIE!!
Marek również zakończył przemawiać. Czuł się, jak najlepsza gwiazda na świecie. I zaczęła się uczta. Każdy jadł posiłki z wielkim smakiem. Ula przerwała im:
- Przepraszam was, kto przygotował posiłki?
- Aleksa spółka. - odpowiedziała Viola.
- Przemko, daj mikrofon. ALEKSIE, DZIĘKUJE Z CAŁEGO SERCA!! JESTEŚ NIESAMOWITYM KUCHARZEM .
Na tym zakończyła. nastał wieczór. Ciemność rozprzestrzeniła się w całym mieście. Ula była padnięta. Wszyscy pojechalu do domów. Ula i Marek również. Od razu Ula padła na łóżku. Zasnęła. Marek uczynił to samo, co Ula. Kochał ją z całego serca ..

czwartek, 18 marca 2010

Rozdział IX - Niespodziewana, pełna przygód podróż do domu .

Tydzień Uli zleciał jak z płatka. Nie chciała wracać do Polski. Tak jej się tutaj podobało. Poznała wreszcie włoskie klimaty i obyczaje. Czasem myślała też, że jest jedną z włoszek. Czuła się tam jak włoszka. Zapominała o Polsce coraz bardziej. Ale o biurze nie mogła zapomnieć. Cały czas ta myśl jej ustała. Z żalem weszła do samolotu, który czekał właśnie tylko na nich. Rzekła cichutkim głosem do Marka:
- Wiesz, bardzo mi się tutaj podobało. Z żalem stąd wyjeżdżam. Nie chcę tego. Och, szkoda, naprawdę. Cieszę się niezmiernie, że tu przyjechaliśmy, Marek! Dziękuje ci. To tylko i wyłącznie dzięki tobie. Gdyby nie ty... och, dziękuje!
- No, kochana, nie ma za co! Odpoczynek takiej super pracowniczki zasługuje się co dzień! Jesteś tu najlepsza. Każdy tak myśli. Tylko ty ...
- Właśnie, tylko ty jesteś taki niezmiernie dobry. Tylko ty... – szepnęła Ula do Marka, żeby Paulina, która siedziała za nimi, nic nie usłyszała o ich „miłosnej” rozmowie.
- Śpij, moja Ulo! Jakaś godzina, dwie, i jesteśmy w Warszawie.
- A czemu nie ... Gdzie jesteśmy? Spytaj pilota.
- Ale są tu na pewno włosi. Nie zorientują się, o co chodzi.
- Marek! Na pewno jest tu jakiś Polak! Polacy często bywają we Włoszech. Nie wiesz?
- Wiem, moja droga. W takim razie idę.

Ula zasnęła żywcem. Marek poszedł aż na sam przód samolotu. Szukał pilota „polaka”. Udało mu się. Wiedział, że dąrzy odpowiednio do celu.
- Przepraszam, gdzie mniej więcej jesteśmy?
- Tak, tak ... jesteśmy koło Słowacji .
- Dziękuje bardzo. Za ile godzin, bądź minut, wylądujemy w Warszawie?
- W Warszawie? O czym pan mówi? Nie jedziemy do Warszawy!
- Jak to, proszę pana? To gdzie?
- Do Wrocławia, proszę pana.
- Jak to: do Wrocławia? Hhh, czyli razem z moją żoną wsiedliśmy do złego samolotu. Czyli ten obok leciał do Warszawy?
- Tak, proszę pana. Niech pan się nic nie martwi. Choć samolot wyląduje tylko we Wrocławiu (to jego pierwszy przystanek, proszę pana), wylądować dla Państwa w Krakowie. Będą Państwo mieli bliżej do Warszawy.
- Dziękujemy z całej mocy.
- Ale muszę jeszcze zapytać o to pilota, który prowadzi samolot. Czeka niech pan, dobrze?
- Poczekam, a jakże. Nie mam innego wyjścia, proszę pana.

Drugi pilot poszedł zapytać pilota, który prowadził samolot, czy będzie taka możliwość, aby zatrzymać się w Krakowie. Pan nie zgodził się, bo usłyszał w radiu „SAMOLOTOWE RADIO”, że w Krakowie na lotnisku dwa samoloty zderzyły się i nie ma takiej możliwości.

- Przykro nam, ale nie. W Krakowie był wypadek dwóch samolotów. Lotnisko jest zablokowane.
- A to pech! To może..... w Katowicach?
- W Katowicach? Może... Już, czeka pan.

Też nie, bo nastał wybuch kopalni, tuż, koło lotniska.

- A to pech . – powiedział Marek. – No trudno. Przejedziemy się z żoną do Wrocławia. Dziękujemy.
- Proszę. I przepraszamy, że Państwo będą jechać dłużej. Bardzo przepraszamy!
- Nie ma za co.

Ula, kiedy już Marek usiadł i wzdychał mocno, zapytała.

- Marek, coś się stało?
- Ach, Uleńko, wiele się stało!
- Co się stało ... a poza tym, czemu tak długo byłeś u pilota, hę?
- No, właśnie dlatego tak długo byłem u pilota.
- JESTEŚMY W POLSCE, TUŻ KOŁO KRAKOWA. – oznajmił pilot.
- To super! Jeszcze niecała godzina i ukaże się nam lotnisko Warszawy! – wykrzyknęła Ula. Wszyscy popatrzeli na nią zdziwieni. „Przecież nasz samolot jedzie do Wrocławia.” – powiedziała pewna pani do swego męża. „Tak, właśnie” – powiedział do żony.
- Oho, ktoś wsiadł do nie tego samolotu. – zaśmiała się cicho Ula do Marka.
- Nie, to my wsiedliśmy do innego samolotu, Ula.
- Co?!! To tamten był do Warszawy? Czyli ten jedzie do Wrocławia?!!! Boże kochany! Jeszcze tego mi brakowało pod koniec urlopu, tak dobrego urlopu!! Och, co za pechowskie życie z tymi samolotami! – Ula szlochała, ile się dało.
- Chciałem, aby pilot nas wysadził w Krakowie, ale był wypadek z dwoma samolotami i lotnisko jest zablokowane, w Katowicach, tam wybuchła fabryka, tuż koło lotniska. We Wrocławiu wysiądziemy za niecałą godzinę.
- Och, to dobrze.. A, coś na laptopie porobię. Może włączymy youtube i pooglądamy jakiś ciekawski film? Czas nam szybciej zleci. Paulina chodź. Obejrzymy Kogel Mogel, cóż zrobić.
- Hm. To fajne. Czas szybciej zleci... Szkoda tylko, że zaszła ta pomyłka... Tak, jeszcze tego brakowało. Och, co za życie, naprawdę.

Ula włączyła na youtube film Kogel – Mogel. Oglądali z uwagą. Czas rzeczywiście im szybciej zleciał. Obejrzeli szybko dosyć pół filmu i byli we Wrocławiu. Ula była trochę zmęczona.
- Nigdy tu we Wrocławiu nie byłam.
- Pojedziemy kiedyś do Wrocławia, dobrze?
- OK.

Poszli do budynku. Była rozpiska samolotów. Był do Warszawy. Pierwszy z nich odjeżdżał o 11:27.
- Oho, to za 15 minut. Idę kupić bilety, dopóki mała kolejka.

Marek pospiesznie kupił bilety, Ula kupiła duże picie Nestea i wsiedli do samolotu. Paulina wyjęła włoskie kanapki, które tam kupiła. Razem je zjedli. Niebawem samolot ruszył. Ula ponownie włączyła laptopa i dalej oglądali ten sam film, aby go dokończyć.

- Ufff, już jedziemy do Warszawy! Na pewno... Żeby było pewniej, zapytam pilota.
Ula poszła aż na sam przód samolotu, spytała się i odpowiedział jej, że jadą do Warszawy. Ula odetchnęła z ulgą. Miała dość tej przygody, jak na taki pierwszy raz. Usiadła i dalej razem z markiem i Paulą oglądali film. Niespodziewanie byli już w Warszawie.

- Nareszcie. – sapnęła Ula z ulgą.
- No.... racja. – szepnęła Paulina. Ledwo dyszała.
- Oooo, nasz samochód stoi. Cały i zdrowy!
- Mój też. – powiedziała Paulina. Pożegnali się na lotnisku i pojechali do własnych domów. Ula była zmęczona. Choć była trzynasta.
- Dziś spędzimy razem wspaniały wieczór, tu, w Polsce. W restauracji?
- Zgoda! Ale muszę się jeszcze dziś przywitać z firmą i pracownikami, a szczególnie z Violą. Ale to za godzinę. Teraz chce mi się spać.
- Mi też. To co... Powiem tylko „dobranoc, kotku...”
- Ja również.
I żywcem zasnęli po ciężkiej podróży przez kraje i miasta.

poniedziałek, 1 marca 2010

Rozdział VIII - Wycieczka Uli z Pauliną oraz niespodzianka od Marka.

Ula pomyślała, że trochę dawno napisała ostatnio do Violi. Minął już tydzień! Jeszcze niecały tydzień wakacji" - pomyślała Ula. Nie mogła tak tego zostawić. Koniecznie chciała do niej napisać. Włączyła szybko skrzynkę.


Cześć Viola!
Ach, przepraszam za to opóźnienie z tym listem! Wiesz, nie miałam dużo czasu. Te wakacje! Są wspaniałe. Szczególnie z Markiem. Dużo czasu spędzamy z Pauliną. Byliśmy już w wielu miejscach! Wymienię ci: Pistoia z Prato (wiesz, bo pisałam w ostatnich listach), Siena, Certaldo, Lukka, Piza i Arezzo. Hm. Nie za bardzo mi się chce to wszystko opowiadać, więc powiem, co tam widzieliśmy ogółem. Pistoia: przedstawienie Calineczki, zamek, uliczki... Prato: uliczki, katedra, zamek. Siena: Duomo, Facciatone, Piazza del campo, uliczki, winnice. Certaldo: wspaniały koncert, uliczki. Lukka: zamek, katedry, uliczki. Piza: Krzywa Wieża, uliczki, katedry. Arezzo: Piazza Grande, Pieve Di Santa Maria, Katedra, San Francesco oraz Giostra Del Saracino. To na razie wszystko. Mamy jeszcze wiele planów. O tych miastach, które ci wymieniłam, opowiem więcej w pracy, okej? Teraz jestem taka leniwa, że nie wiem. ;) To pracy mi się nie chce wracać. Teraz wyślę ci zdjęcie, jak to po drodze był ładny park, tu się zatrzymaliśmy i pani z Polski chciała ze mną zdjęcie. No to... jak chciała, to chciała. Znała mnie bardzo dobrze z kolekcji. Widziała mój pokaz w białej sukience. Pamiętasz, nie?




Ja będę to zawsze pamiętać. Bo wtedy Marek mi się oświadczył. Od tego się zaczęło! Choć od pierwszego wejrzenia go kochałam! On na to nie zważał. Hm, więcej zdjęć pokażę ci w Polsce. Ale tu spotkałam kogoś z Polski! Z tą panią przyjemnie nam się rozmawiało. Z przyszłości, która nas tu będzie czekać, też postaram się napisać. Zobaczę, czy znajdę choć odrobinę czasu. Ściskam ciebie i wszystkich z firmy razy 100!
Wasza Ula.
Ula była dumna. Wreszcie jej napisała.

- Marek. Co dziś robimy?

- Hm, nie wiem. A co chcesz robić?

- Pojedźmy do Montereggion! Pamiętasz, jak w pociągu powiedziałam ten wiersz na pamięć. Właśnie tam!


- Wiesz. Może zrobimy tak. Ty z Pauliną tam pojedziesz, a ja zrobię coś miłego tu.


- Czemu?


- Bo mam miłą niespodziankę.


- Skoro muszę...


- Tak musisz.


- To z nią pojadę.


I poszła do Pauliny. Się zgodziła. Poszły na dworzec i jechały niecałą godzinę. Chwilę rozmawiały. Były już w Montereggion.


- To co najpierw zwiedzamy? - spytała Paulina.


- Hm. Może ... czekaj niech se przypomnę. - powiedziała. Rzekła do siebie początek wiersza:"Jao wieńczące Montereggion mury...." - Dobra. Mury.


- O, widze je!


- Tak, ja też. Przeczytałąm w przewodniku, że mają długość 500 metrów, a wysokość ma 20 metrów.


- Moze i tak... - powiedziała Paulina. - Widzę jeszcze czternaście baszt na tych murach. Policzyłam, nudziło mi się.


- A, no taak. Wiesz, chodźmy pochadzać po tej uliczce. Mi zależało zobaczyć te chatki i mury tutaj.


- Mi też. To chodźmy, co będziemy stać.


Poszły. Były już trochę daleko od murów.


- Spójrz, te mury z daleka przypominają zamek!


- Ehe. Coś jeszcze tu do zwiedzania?


- Chyba nie. Te mury tylko. Ale chciałam je zobaczyć. Wspaniałe. Może po drodze gdzieś indziej zajedziemy?


- Gdzie?


- Usiądźmy. Spojrzę na mapę w przewodniku.


Usiedli. Ula szukała.


- Mam! Greve in Chianti. Jedziemy?


- Dobra, co będziemy we Florencji robić?


- Nie wiem. To jedziemy.


Poszli ponownie na dworzec kolejowy. Wsiedli do pociągu. Ruszyli. Za kilka minut byli juz w celu podrózy. Zobaczyli rynek, który przypominał kształtem trójkąt. Ujrzeli stragany. Ula podeszła z Paulą do jednego z nich. Zobaczyła mydełka o róznych zapachach. Wybrała ten z lawendą. Paulina też się zdecydowała. Wzięła mydełko o tym samym zapachu, co Ulka. Poszli dalej. Ula kupiła wiaderko z kwiatkiem. Paulina kupiła (tak samo Ula) na drzwi numerki. Ula swój, ósemkę. Paulina swój. Poszły dalej. Ujrzeli termy. Tak się złożyło, że mają na sobie stroje kąpielowe. Przed wyjazdem dziewczyny założyły je przed gorącem, jakby by im naprawdę tu było dla nich zbyt upalnie. Miały szczęście. Weszły. Spokojnie zapłaciły i weszły do sali, w której były szafki oraz przebieralnie. Ula z Pauliną zdjęły ubrania, pamiątki położyły na małej półeczce w szafce, opłukały się pod prysznicem i nur pod wodę! Bawiły się wspaniale.

- Chodź na tą rurę! - zachęciła Ulkę Paulina.

- Dobra, idę. Czemuż by nie?

Poszły. Ula się bała. Pod koniec Paulina zapytała.

- Coo. Boisz się? Taka dziewczyna jak ty? Ula. Nie bądź dzieciniuchem!

- Wcale nim nie jestem! Przestań mi dokuczać! Wiesz, że tego nie lubię w tobie!

- Dobra, chodź do jaguzzi.

- Nie, pójdziemy na dwór.

- Ok. Potem pójdziemy do jaguzzi.

Jak powiedziała Ula, tak zrobiły. Podpłynęły na dwór. Był totalny upał. Ula zawsze w upał lubiała się popluskaźć w takiej wodzie. Po chwili Ula się zgodziła pójść do jaguzzi. Później poszły się opłukać z chloru pod prysznicem i przebrały się. Ula czuła się znakomicie. Xhciała już jechać do Florencji. Paulina też. Więc uczyniły to, co miały. Poszły na dworzec i pojechały do Florencji. Marek tam czekał na nich z niespodzianką.
- Niespodzianka! - rzekł Marek, kiedy Ula weszła do pokoju. Nie mogła uwierzyć. Szafeczka z małymi szufladkami ze sklepu, w którym kupiła aniołka i pudełeczko. Ula się ucieszyła.
- Dzięki ci! Jesteś wspaniały.
- A co tam u Violi? - zmienił temat Marek.
- Eh, u niej jest wszystko dobrze. Pisała mi.
- A ty napisałaś?
- A jak myślisz?
- Eee, napisałaś ...
- Trafione! Chodźmy gdzieś.
- Do restauracji na pyszny obiad.
- Załatwione jak kredyt w banku!

poniedziałek, 22 lutego 2010

Rozdział VII - Przeprosiny.

Tego dnia Viola była ponura. Był wczesny poranek. Była trochę zestresowana. Nie wiedziała nadal, jak przeprosić innych. Myślała przez cały czas. Nic jej nie przychodziło do głowy. Jedno było pewne. Musiała po prostu być pewna siebie i odważyć się przepraszać jednego po drugim za jej czyn. Odważyła się pójść do Izki i Przemka.
- Cześć wam!
- Cześć.. - rzekła ponuro Iza. - Co, kolejny rozkaz?!
- Nie, nie! To nie tak. Przyszłam tu w innej sprawie.
- Ula wraca? - spytał Przemko. - To super!
- Nie, nie wraca. Wróci z Włoch za niecałe dwa tygodnie.
- O kurcze, kolejne piekło będzie z tobą. Wszyscy mają już ciebie dość, nie rozmumiesz tego?! - powiedziała Iza surowo.
- Właśnie. - rzekł na to Przemko.
- Dlatego tu przyszłam! Żeby was przeprosić.. - I zrobiła minę błagającą Kota za Shreka.
- Myślisz, że my ci tak po prostu wybaczymy? Żeby ci wybaczyć, musisz coś pożytecznego zrobić dla firmy! - powiedziała Iza.
- Dobrze, zgadzam się! A czemuz by nie?!
- Okej, jak sobie życzysz. To my ci teraz powiemy, co masz zrobić. Zrób sprawozdanie!
- Zrobiłam. - rzekła dumna Viola.
- No to..... yyy. - myślała Iza i szepnęła do Przemka. - Jakie zadanie w mierze kary jej dać?
- Hm. Nie wiem sam. Może dopasowywanie ciuchów naszych uszytych? To dosyć skomplikowane. To może być.
- Tak. Masz już zadanie! Dopasuj ubrania przez nas uszyte na kolekcję zimową. To dosyć potrzebna i cięzka praca. Możesz zaczynać. Wtedy ci wybaczymy.
- Okej, może być. Zabiorę się już za to, bo moja pralka tego nie zrobi przecież.
I zajęła się pracą nakazaną przez Izę. Trochę jej to zajęło. Ale udało jej się to wykonać.
- Skończyłam.. mam talent, prawda?
- No, ładnie dopasowałaś! Dziękujemy ci. Wykonałaś część naszej pracy! Wybaczymy ci.
- Dzięki wam. Teraz idę do Aleksa..
W windzie była zawstydzona. Połknęła własną ślinę. "Dam radę!" - rzekła do siebie. - Choć to nie będzie takie łatwe!"
Zapukała do gabinetu Aleksa. "Proszę!" Usłyszała jego surowy głos.
- Cześć Aleks!
- Dzień dobry, panno prezesko! Co tym razem?
- Przeprosiny..
- Przeprosiny? - chrząknął.
- Tak, Aleksie drogi.
- Ach, tak! Mam ci wybaczyć tak po prostu? Hehe. Nie uda ci się to! Najpierw wykonaj swoje zadanie! Sprawozdanie proszę!
- Zrobiłam. - powiedziała szczerze Viola. Nadal miała stresa.
- Hmm. To może... wiem! Dowiedz się, kiedy Ulka z Markiem przyjadą.
- Polecenie załatwione jak samochód w myjni! Przyjadą za niecałe dwa tygodnie.
- Dokładniej! - rządał Aleks.
- No więc za 11 dni.
- Dzięki. No dobra, wybaczę!
- Dzięki. Na razie!
Poszła dalej. Myślała, kogo by jeszcze przeprosić. "Ankę!" - szepnęła do siebie. Udało jej się. Nie musiała nic zrobić. "Na szczęście!" - rzekła Viola. I tak przepraszała, przepraszała, aż w końcu przeprosiła wszystkich. Zgoda zapanowała. Viola dumna siedziała w gabinecie. Odwiedził ją Sebastian.
- Cześć!
- Ach, cześć, Sebusiu! Chodź no tu. Uściskam cię! Czemu nie przyszedłeś wczoraj do mnie? No, powiedz..
- Yyyy.
- No, nie wyżalaj mi się tu!
- Dobra, dobra. Wiem, kiedy wraca Ula!
- La la la la! Też wiem! Jestem przecież ich zastępcą.. I Ula często do mnie pisze..
- Co?! Jesteś zaspępczyni prezeski? Serio?
- Tak, Sebusiu! Wybrali mnie osobiście.
- No, to mieli zły wybór.
- Co ty pleciesz? Ja tu zrobiłam dobro dla nas wszystkich! Kolekcja ukończona!
- Chryste, serio?
- No, nie wierzysz? Pytaj się wszystkich, odpowiedzą ci jednoznacznie. Dobra, do rzeczy!! Czemu mnie nie odwiedzasz?! Masz odwiedzać mnie co - dzie - nnie! Rozumiesz?
- Niezupełnie. Mam pracę. Nie rozumiesz? To ty mnie odwiedzaj! Masz więcej czasu, niż ja!
- Niech ci będzie. A teraz zmykaj do pracy!
I Viola ubrała się. I co zrobiła? A jakże, poszła do domu. Nic nie miała do roboty.

***
Ula była dumna. Trochę późnego popołudnia poszli (we Florencji) do Baptysterium. To był najstarszy budynek w mieście. Marek z Ulą weszli do środka. Odkryła, że to świątynia Marsa. I tak się czuła. Ściany było koloru czerwoniastego, co przypominało kolor planety, ujrzała jeszcze wspaniały ołtarz. Było wiele pomników, stworzonych przez Ghiberta.
- Widać, że miał talent! - powiedziała Ula do Marka.
- Tak.
Poszli dalej. Teraz Ula chciała razem z nim zjeść kolację. Poszli więc do restauracji na kolację do pełnej atmosfery restauracji.

niedziela, 21 lutego 2010

Rozdział VI - Pistoia i Prato

Ula słodka ma!
Dzięki za radę. Naprawdę, nie chciałam tego dla firmy!! Zaufaj.. To był jeden z moich podstępnych żartów. Ach, tak cię przepraszam! Nie chciałam, aby to się skończyło tak źle. Naprawdę!!! Wierzysz mi choć troszkę? Tak?! Odpowiedz, bo nie wiem, co robić w tej głupiej sytuacji.. Dobra.. Praca idzie bardzo dobrze. Już prawie wszystko jest gotowe! Ania zrobiła kilka projektów (pomogłam jej dzięki twojej radzie!), Iza z Przemkiem uszyli ubrania na podstawie projektów. Nawet Aleks zajął się ostro pracą! Udało mi się go przekonać. To najważniejsze. Dziś spałam w biurze, na kanapie za karę. Postanowiłam sobie, że już nigdy taka nie będę. To nie jest zachowanie fair wobec innych pracowników. O tym już się przekonałam. Bo trudno jest ich przeprosić. Ciągle robią swoje. Ale pytałaś przecie, jak z pracą, tak? No.. mówiłam, zresztą. Wszystko dobrze, kolekcja już prawie ukończona. Każdy z tego powodu odetchuje z ulgą. Ja też.. Napisałam sprawozdanie, które wiem, nie było konieczne. Ja to nie jestem do użytku.. Nie nadaję się na zastępcę prezesa. Powinnaś była na początku wybrać kogoś innego. Ale zrobię, co w mojej mocy dla firmy!! Nie opuszczę jej, będę systematycznie pracować, no i może w końcu przestanę żartować?! Ale to by nie było w porządku. Bo przecie wszyscy znają mnie jako żartobliwą Violę. Więc taka będę nadal, ale już mniej. Całe dni spędzam w pracy. Przekonałam się, że masz z Markiem ciężko. Całymi dniami sterczycie w pracy. To uciążliwe!!! Będę kończyć. Napisz, jak było w Pistoi i w Prato! Koniecznie!! Chciałabym wiedzieć. Pozdrawiam ciebie, Marka i oczywiście Paulę, do której też napiszę list!
Wasza Violetta.

Paulina!
Dziękuję ci za radę. Ula jest godna naśladowania Zresztą, Marek też. Wiem już to od początku jej pracy z nami wszystkimi, szczególnie Marek, który pracuje ze mną i się mną rządzi. Cieszę się, że udało wam się na siebie natknąć. Zbieg okoliczności.. Pewnie razem świetnie się bawicie. Tak trzymać! O to chodzi, aby w parnych Włoszech była tylko doskonała zabawa i wypoczynek przez urlop. W włoskich termach musi być na pewno bardzo przyjemnie. Skusiłaś mnie swoim opisem. Też bym tak chciała, jak wy! Ale cóż. Urlop może też mnie spotka? Zobaczymy! Do rzeczy. Praca idzie wspaniale. Kolekcja jest już prawie gotowa. A mieliśmy tak mało czasu! Jak widzisz, w grupie zawsze wszystko można! Nam się udało. Dziś spałam w biurze. Na miękkiej kanapce. To była kara dla mnie, że byłam cholernie chytra dla wszystkich. Już tak nie będę. Bo to nie fair i czujesz się jakoś źle. Nie warto było. Ale to było dla żartów. Mówiłam już to Uli. Jednak żart się nie udał. Mam nauczkę na przyszły raz. Siedzę w pracy dniami, a czasem nawet i nocami. Jestem całkiem przemęczona. Ale daję radę. Piszesz, że jedziecie razem do Pistoi i po drodze do Prato. Fajnie.. Na pewno są to doskonałe miasteczka. Włochy znam jako piękny i upalny kraj. Więc życzę miłego zwiedzania razem Toskanii! Ona kryje wiele tajemnic. A szczególnie z jaguarem! Eh, tak żartuję. Opisz potem, jak było. Czekam na twój opis!!! Będę kończyła. Praca czeka wielkimi krokami. Pozdrawiam ciebie gorąco!
Violetta.

Listy dotarły do panien. Były zachwycone. Udało się uporać z kolekcją! Ulka by nigdy tak nie zrobiła. W tak szybkim terminie! Cieszyła się, że to właśnie ją wybrała za zastępcę prezesów. Bo to dobra zastępczyni. Ba, bardzo dobra! Choć była raz okropnie rządząca się. I tak jest doskonała. Ula w pociągu szepnęła do Marka.
- Marek. Wiesz, cieszę się, że wybraliśmy Violkę za zastępcę. Jest doskonała! Uporali się już z kolekcją! Słyszycie?!
- Naprawdę? – spytała Paulina zachwycona Violą. – Ona.. tak szybko zdołała wszystko zorganizować?!
- Widocznie tak. – rzekł Marek dumny z niej. – Nigdy jej takiej nie znałem! Naprawdę. Nie spodziewałem się..
- Ja też nie. – powiedziała szczerze Ula. – O, Prato! Jesteśmy..
- Tak, jesteśmy, nareszcie. – szepnęła Paula, bo nie chciała już gadać o jej firmie.

Zobaczyli piękny widok. Ula od razu wyjęła aparat i cykała wiele zdjęć. „Ale wspaniałe uliczki!” – szepnęła do siebie. To samo szepnęła sobie Paulina, znana za nie zachwycającą się dziewczynę. Zobaczyli wspaniałą ozdobioną lodziarnię. Weszli do niej. Ula zobaczyli lody Polde de gusto. Chciała ich spróbować. Więc powiedziała.
- Gelato Polte de Gusto.
Marek i Paulina wzięli te same lody. Postanowili naśledzić Ulkę. Jedli je ze smakiem.

- Pycha! Palce lizać! – rzekł Marek po spróbowaniu.
- Mmm, rzeczywiście pyszne. – odrzekła Paulina.
- Tak, wspaniałe. Dobrze wybraliśmy. – powiedziała Ula.

Dalej szli uliczką. Była ona bardzo wąska. Po obydwóch stronach uliczki były dwa żółte
domki. Nigdy czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Zachwyciło to ich. Poszli dalej. Chcieli odkryć jeszcze więcej uliczek. I ujrzeli piękny kościół, zbudowany, tak jak przeczytali w swym języku (było przetłumaczone na język polski), w 1344 roku. To bardzo dawno. A jeszcze przetrwał. Postanowili, że wejdą do środka się pomodlić za piękny urlop w Italii. Zobaczyli wspaniały ołtarz. Od razu klęknęli. Pomodlili się krótko. Zapalili świecę na znak, że pamiętają o Włoszech. Wyszli z kościoła. Tym razem piękny zamek można było spostrzec, idąc na wprost. Na zamku można było zobaczyć dwa ogromne dębie. Przeszli się jeszcze kilkoma uliczkom. Postanowiła usiąść na tej ławeczce. Przeczytała z przewodnika po Toskanii kilka słów na temat Prata.
- O Marek, posłuchaj tej informacji! Ty też, Paulina! Główny zabytek Prato stanowi przepiękna katedra z nietypową, zewnętrzną amboną.
- To widzieliśmy! – przerwała jej w czytaniu Paulina.
- Słuchajcie dalej. Fasadę pokryto marmurowymi płytami w kolorach bieli, ciemnej zieleni i brązu, nad wejściem umieszczono terakotową płaskorzeźbę Andrei della Robbia. (...) Wnętrze katedry ozdabiał freskami Filippo Lippi. Teraz już poza katedrą. Niedaleko stoi imponujący zamek Castello d’Imperatore z XIII wieku, wzmiesiony przez cesarza Fryderyka II, wnuka Fryderyka Barbarossy.
- No, imponujące. – powiedział Marek zgodnie z prawdą.
- Tak. – rzekła Paulina, bo Ula się na nią spojrzała. – Zgadzam się z Markiem.
- To już mi odpowiada. Chodźcie na dworzec. Wszystko zwiedzieliśmy. I o wszystkim się dowiedziałam, czytając przewodnik. W pociągu poczytam o Pistoi. Ciekawi mnie to. Chodźcie już, bo przegapimy pociąg!
- Dobra, idziemy.

I wolnym kroczkiem poszli na dworzec. Wsiedli do wypasionego, piętrowego pociągu. Usiedli. Ula otworzyła przewodnik i zaczęła czytać o Pistoi, w której niedługo będą. Marek i Paula milczeli przez drogę.
Ula przeczytała w przewodniku o tym, że jest wiele wspaniałych kościołów, skąd powstała nazwa Pistoia, co tam ciekawego się znajduje i wiele innych dość ciekawych informacji. Wreszcie byli w Pistoi. Na razie jeszcze nic nie widzieli. A, jednak. W ogłoszeniach była informacja o koncercie, który będzie za godzinę.
- Ale żeśmy trafili! – powiedziała Ula. – Pójdziemy? Jest bezpłatny.
- Jasne! – rzekł Marek.
- Nie mam nic przeciwko włoskiemu koncertowi. – powiedziała Paulina.

Zanim poszli na koncert, chcieli zobaczyć kościół, który był przed nimi. Zobaczyli ołtarz. Klękli ponownie. Zapalili, jak w Prato świecę. I wolno poszli dalej główną uliczką. Spotkali tam wielu ludzi. Szczególnie włochów. Postanowili tutaj skręcić. Skręcili i ujrzeli piękny park. Były tam jaskrawe kwiatki, drzewa, ptaszki śpiewały radośnie. Usiedli na ławeczce. Ula przeczytała, co jeszcze warto zwiedzić.

- Hmm. Może zwiedźmy to urocze miejsce? – Ula pokazała z książki ten zabytek, też chcieli go zwiedzić. To był jasny, dwunastowieczny zamek. Mieli do niego niedaleko. Ale Ula powiedziała, że mają mało czasu i że po koncercie go zwiedzą. Więc ponownie poszli w uliczkę, w której już byli. Szli cały czas prosto, bo cel był właśnie na końcu tej uliczki. Szli powoli, bo mieli niecałe pół godziny. W dziesięć minut udało im się przejść całą. Zobaczyli scenę, siedzenia dla widowni. Usiedli z przodu. Był to koncert mieszany tzn. będzie koncert włoskiego zespołu i operetka baletowa pod tytułem: Mignolina. Nie wiedzieli, co to po polsku znaczy, ale kiedy obejrzą ten balet, może się dowiedzą. Najpierw posłuchali wspaniałego koncertu włoskiego zespołu, który ślicznie grał. Potem przyszła kolej na balet. Najpierw tańczyła mama dziewczynki, później ona sama (była bardzo mała) , żaby też brały w tym udział. Ula domyśliła się, jaka to bajka.
- Przecież to Calineczka!
- Naprawdę? – spytał Marek.
- No tak. Nie widzisz? Tu tańczy Calineczka z myszką. Piękne przedstawienie!
- Tak, masz słuszną rację. – powiedziała Paulina, która zwykle nie lubiała oglądać operetek. Ale kiedy obejrzała tą, była zachwycona. – Hm. To teraz może odwiedźmy ten zamek? Ciekawi mnie on.
- Mnie też. – odparła Ula. Ją to zawsze ciekawi. – Chodźcie.

I poszli już trzeci raz tą samą uliczką wzdłuż zamku. Kiedy przeszli kilka kroków, już go ujrzeli. Wyglądał jak niebiańskie marzenie. Był cały błękitny, jak w raju. Weszli po małych schodkach na górę. Przeszli przez mostek, nad którym płynął strumyk. Zapłacili za wstęp i weszli do środka, do dostępnych komnat. Śliczne były. Zobaczyli sypialnię byłych władców, korony, miecze, tarcze rycerzy. Poczuli się, jakby należeli do tego zamku. Ściana jadalni była jaskrawo – czerwona. Ula robiła wiele zdjęć. Paulina również. Też jej się podobało. Po obejrzeniu zamku chcieli odkryć jeszcze kilka nieznanych im uliczek. Ujrzeli przed sobą wąziutką, podobną jak w Prato. Weszli to tej tajemniczej ulicy. Ula zobaczyła kotka. Pogłaskała go i Marek zrobił zdjęcie Uli, Pauli i kotu. Na pamiątkę. Paulina uwielbiała koty. Trudno jej było się z nim rozstać. „Paulina się ostatnio zmieniła!” – szepnęła Ula do Marka. Marek również szeptem jej odpowiedział: „To prawda. Chyba podziałał nasz sposób w pracy.” Dalej zwiedzali uliczki. Ula zrobiła zdjęcie ładnemu sklepowi ze skrzyneczkami i naklejonej na nim aniołkom.
- Ale ładne! – zachwycała się Ula.
- Kupić ci taką skrzyneczkę? – spytał Marek. – Lub aniołka? A może to i to?
- Tak, kup! – powiedziała Ula i weszli do sklepu. Paulina kupiła pięknego aniołka, Ula skrzyneczkę z aniołkiem, grającym na flecie oraz aniołka, podobnego do Pauliny. I poszli dalej, ku uliczce. Był w niej tłum ludzi. Marek postanowił kupić ten ładny kuferek z serduszkiem. I zawrócili. Ruszyli drogą na dworzec kolejowy. Natknęli się znowu na piętrowy pociąg. Ula nadal czytała przewodnik, tym razem o innym mieście w Toskanii – Monteriggioni. Z książki zapamiętała wiersz o tym miasteczku i powiedziała go Marku i Paulinie na pamięć.
- Jak wieńczące Montereggion mury
Wokół u szczytów basztami się stroją,
Tak w cembrowiny wnętrzu, w pół postury,
Na wzór wież, kołem wielkoludy stoją.

- Ula, co to? – powiedzieli zdziwieni Paulina z Markiem.
- Ach, wiedziałam, że was to zaskoczy! Eh, to jest wiersz o mieście, do którego być może pojadę. Nie musi oczywiście być to jutro!
- Aha, rozumiem. – rzekł Marek. – Czy to ładne miasteczko?
- A skąd mam to wiedzieć? Dlatego chcę tam jechać się przekonać!

I poczuli mrowienie w nogach. To było zatrzymanie się pociągu we Florencji. Wysiedli. Poszli w kierunku ich „domu”. Byli zmęczeni po podróży. Było dopiero popołudnie, ale Ula, Marek i Paulina w swych pokojach zrobili poobiadową sjestę.